czwartek, 1 listopada 2012

Tarta dyniowa czyli pumpkin pie

Ciasto tradycyjnie pieczone w Stanach na Halloween i Święto Dziękczynienia. Przepisów podobno tyle ile gospodyń. Dynia kojarzy nam się głównie z potrawami wytrawnymi, warto spróbować jak smakuje na słodko.
Trzeba tylko pamiętać, że dynia sama w sobie jest dość mdła w smaku. Trzeba dobrze doprawić nadzienie. Ja dodałam po prostu przyprawę do piernika. Jest w niej cynamon, goździki, imbir, gałka muszkatołowa i jeszcze parę innych korzennych przypraw. Nadzienie wyszło pachnące i właśnie korzenne. Oprócz tego dodałam startą skórkę z pomarańczy. Można też upieczoną tartę posmarować po wierzchu konfiturą pomarańczową lub morelową i posypać płatkami migdałów.
Obowiązkowo podajemy z bitą śmietaną lub lodami waniliowymi.

Tarta dyniowa

kruche ciasto - użyłam gotowego kruchego spodu, który kupiłam w Leclercu. Jest cienki i nie słodki. Pasuje idealnie. Można też samemu zrobić kruche ciasto (300 g mąki, 200 g masła, szczypta soli, zimna woda)

1 dynia odmiany hokkaido ok.1 kg
2/3 szklanki cukru trzcinowego
1 szklanka skondensowanego mleka niesłodzonego
3 jajka
pół paczki przyprawy do pierników
skórka starta z jednej pomarańczy
 ew. konfitura pomarańczowa lub morelowa i płatki migdałowe

Dynię kroimy w kostkę (ze skórką), wkładamy do szklanego naczynia żaroodpornego. Posypujemy połową cukru i wstawiamy do nagrzanego piekarnika (180 stopni) na około godzinę. Dynia musi się upiec i być mięciutka. Po wyjęciu z pieca studzimy przez 15-20 minut i miksujemy przy pomocy blendera na gładkie purée.
Ciastem wykładamy formę do tarty, nakłuwamy widelcem, wykładamy papierem do pieczenia, który obciążamy fasolą lub specjalnymi kamyczkami. Podpiekamy 15 minut w piekarniku.
Zdejmujemy papier z kamyczkami.
Do masy dyniowej dodajemy całe jajka, mleko, resztę cukru, przyprawę do pierników i skórkę z pomarańczy, Mieszamy przy pomocy drewnianej łyżki na gładką masę. Uwaga masa ma być raczej płynna. Wylewamy masę ma podpieczony kruchy spód i wstawiamy na 30-40 minut do piekarnika, tym razem nagrzanego do 150 stopni. Pieczemy aż masa przestanie być płynna.
Wyjmujemy z piekarnika i studzimy. Wstawiamy do lodówki na przynajmniej 2 godziny.
Podajemy z bitą śmietaną. Pycha!


sobota, 27 października 2012

Szarlotka dla Dorotki

Moja koleżanka z pracy prosiła o przepis na "prawdziwą" szarlotkę. Dla mnie to właśnie taka szarlotka. Pomiędzy dwiema warstwami kruchego ciasta dużo pysznej masy jabłkowej z rodzynkami. Wszystko posypane cukrem pudrem i oczywiście obowiązkowo pachnące wanilią!
Można na zimno, na ciepło, na urodziny, na imieniny, ale o tej porze roku obowiązkowo. Bez takiej szarlotki jesień jest nieważna. Świetna prosto z pieca i dwa dni później też. Upieczcie szarlotkę!

Szarlotka dla Dorotki

450 g mąki
300 g masła
4 żółtka
150 g cukru pudru
paczka cukru z prawdziwą wanilią
szczypta soli
2 kg antonówek
400 g cukru (można pół na pół z trzcinowym)
rodzynki, skórka pomarańczowa
bułka tarta kub drobno pokruszone biszkopty
dwa arkusze papieru do pieczenia

Z mąki, masła, cukru pudru, cukru z wanilią, jajek i soli zagniatamy kruche ciasto. Jeśli mamy malakser lub inny fantastyczny mikser to wrzucamy wszystko do misy i on sam zamiast nas to ciasto wyrabia. Ciasto zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na 1 godzinę.
Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni.
Bierzemy spory garnek, na dno wlewamy wodę, tyle tylko żeby pokryła dno. Jabłka obieramy i kroimy na drobne kawałki. Wrzucamy do garnka z wodą i gotujemy na niewielkim ogniu, mieszając, aż jabłka się rozgotują. Wsypujemy cukier, dodajemy rodzynki i jeśli lubimy to skórkę pomarańczową. Gotujemy jeszcze parę minut. Zostawiamy do przestygnięcia.
Wyjmujemy ciasto z lodówki. Dzielimy je na dwie części. Jedną rozwałkowujemy na arkuszu papieru do pieczenia na wymiar naszej blaszki do pieczenia. Podane proporcje są na klasyczną blachę o wymiarach 24x32 cm. Przekładamy rozwałkowane ciasto na blachę razem z papierem. Nakłuwamy widelcem i wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 15 minut. Ciasto powinno się lekko podpiec, ale nie zrumienić.
W tym czasie drugą połówkę ciasta rozwałkowujemy na drugim arkuszu papieru na te same wymiary co poprzednią.
Ciasto wyjmujemy z pieca. Posypujemy tartą bułką lub biszkoptami. Rozkładamy równo masę jabłkową. I teraz moment najtrudniejszy. Przekładamy na wierzch szarlotki drugi kawałek rozwałkowanego ciasta. Robimy to w ten sposób, że przewracamy go do góry nogami i delikatnie zdejmujemy papier do pieczenia. Papier już nam się nie przyda.
Szarlotkę wstawiamy do piekarnika. Temperaturę obniżamy do 180 stopni i włączamy grzanie z góry. Po 15 minutach wyłączamy grzanie z dołu i bardzo pilnujemy szarlotki, żeby zbytnio się nie przyrumieniła. Jak jest piękna i złota wyjmujemy ją z pieca. Chwilę zostawiamy do przestygnięcia i posypujemy cukrem pudrem. Kroimy w kwadraty i podajemy.



zupa z dyni

Jesień za oknem i nic tego nie zmieni. Nadszedł czas na pyszne, gorące zupy. Na pierwszy ogień jedna z moich ulubionych jesiennych zup - zupa z dyni. Używam do gotowania takiej zupy dyni odmiany hokkaido. Jest nieduża, ma mocno pomarańczową skórkę i przede wszystkim nie trzeba jej obierać. Dzięki temu zupa ma cudowny pomarańczowy kolor. Dynie hokkaido są teraz bez problemu dostępne w sklepach i na targu. Oprócz zupy można je też upiec. Kroi się taką dyńkę na ósemki, albo szestnastki, posypuje solą, pieprzem, suszonym chili i kolendrą. Na koniec polewamy dobrą oliwą i do pieca. Pieczemy od 20 do 40 minut zależy od grubości kawałków. Można jeść samą, z sałatą lub podać jako dodatek do mięsa.
Ostatnio znalazłam i wypróbowałam przepis na dynię pieczoną w całości. Jest boski! Mam już dynię w spiżarni i jak tylko ją upiekę i sfotografuję zaraz podam przepis.
Na razie dwie wersje zupy dyniowej. Obie pyszne i rozgrzewające.

Zupa z dyni po francusku  

ok. 1 kg pokrojonej w kostkę dyni hokkaido
1 posiekana cebula
2 posiekane szalotki
2 pokrojone w grubą kostkę ziemniaki
2 łyżki masła
pół łyżeczki mielonego kminku (np. Kotanyi)
odrobina gałki muszkotołowej
rosół drobiowy (może być z kostki)
sól, świeżo zmielony pieprz
posiekany szczypiorek
podprażone na suche patelni pestki z dyni

Masło topimy w garnku. Wrzucamy posiekaną cebulę i szalotkę. Smażymy parę minut, aż zmiękną, ale się nie zrumienią. Dodajemy pokrojoną dynię i ziemniaki. Wlewamy rosół, dodajemy przyprawy, sól i pieprz. Gotujemy pod przykryciem ok. 30 minut. Odstawiamy na pół godziny, żeby zupa przestygła i miksujemy na gładki krem. Podajemy gorącą posypaną szczypiorkiem i pestkami dyni.

Zupa z dyni po włosku

Przepis pochodzi z książki "The River Café cook book", Rose Gray i Ruth Rogers. To nowość w mojej kulinarnej bibliotece. Pełno fantastycznych przepisów. Na razie wypróbowałam zupę dyniową w nowej odsłonie. Fantastyczna.

ok. 1 kg pokrojonej w kostkę dyni hokkaido
2 ziemniaki pokrojone w grubą kostkę
2 czerwone cebule posiekane
2 ząbki czosnku posiekane
pół pęczka świeżego majeranku posiekanego (można też dać świeże oregano - majeranek to odmiana oregano,  i trochę majeranku suszonego)
suszone, grubo mielone chili
3 łyżki oliwy
50 g masła
rosół drobiowy (może być z kostki)
sól i świeżo zmielony pieprz
świeżo starty parmezan
ciabatta, oliwa i czosnek do zrobienia grzanek 

Masło i oliwę wrzucamy do garnka, podgrzewamy. dodajemy posiekaną cebulę i smażymy nie rumieniąc. Dodajemy czosnek, majeranek, pokrojoną dynię i ziemniaki i podsmażamy wszystko kilka minut. Posypujemy chili (jeśli zupę będą jadły dzieci chili podajemy w młynku na stół, dla dorosłych), solimy, pieprzymy. Wlewamy rosół tak żeby pokrył warzywa. Gotujemy 25 minut. Zostawiamy na trochę do przestygnięcia i miksujemy na gładko.
Z ciabatty robimy grzanki, pocieramy czosnkiem. Kładziemy w talerzach, polewamy oliwą. Nalewamy zupę i posypujemy parmezanem. Zjadamy. Jest nam ciepło i cudownie. Smacznego!


  

wtorek, 24 lipca 2012

Risotto z kwiatami cukinii


Trochę mnie tu nie było, bo zaczęły się wakacje i miło jest spędzać je w pewnym oddaleniu od komputera. Jednak już trochę odpoczęłam i siedząc na morzem Bałtyckim przeglądam archiwum z fotografiami i postanowiłam uzupełnić przepisy o bardzo letnie, bo nad Bałtyk też wreszcie zawitało lato.
Na początek przepyszne risotto z kwiatami cukinii. Kwiat cukinii to dla mnie symbol początku lata. 


Są delikatne, zakończone maleńką cukinią (żeńskie, męskie nie) i tylko trudno je zdobyć. Ja mam swoje zaufane źródło, ale wiem, że warto czasami zagadnąć znajomego sprzedawcę na targu i zamówić u niego kwiaty. Oczywiście najlepiej wyhodować je samemu, na własnym kawałku ziemi.
Kwiaty najprościej podać smażąc je w cieście naleśnikowym, do którego dodaliśmy białe wino albo piwo (1 jajko, mąka, białe wino i sól).  Kwiaty zanurzamy w cieście, strząsamy nadmiar i smażymy w głębokim tłuszczu na rumiano z obu stron. Osączmy na papierowym ręczniku i spryskujemy odrobiną zimnej wody z solą morską. Podajemy od razu. To znakomita przystawka.
Przepis na risotto znalazłam natomiast w książce, która niedawno się ukazała,  „Dwaj łakomi Włosi”, Antonio Carluccio i Gennaro Contaldo. Polecam wszystkim miłośnikom kuchni włoskiej.
A risotto wyszło boskie, zjedliśmy całe od razu.  Można je zrobić tylko z samych cukinii, też będzie dobre.
Warto się potrudzić i ugotować najpierw prawdziwy, domowy bulion drobiowy. Wystarczy kawałek kurczaka, włoszczyzna, pieprz ziarnisty, liść laurowy, sól. Z reszty bulionu robimy zupę, albo zamrażamy na następne risotto.

Risotto z kwiatami cukinii

Potrzeba:
2 l bulionu drobiowego
2 ząbki czosnku
2 łodygi selera naciowego
1 marchewkę
1 cebulę
50 g masła
5 łyżek oliwy
240 g ryżu carnaroli lub arborio (carnaroli jest zankomity, do dostania w naszych sklepach)
2 małe cukinie
50 g parmezanu
5 kwiatów cukinii


Seler, marchewkę i cebulę kroimy w drobną kostkę. Bulion podgrzewamy prawie do wrzenia i trzymamy na małym ogniu, tak żeby cały czas był gorący. Rozgrzewamy na dużej patelni oliwę. Wrzucamy pokrojoną cebulę i kiedy się zeszkli dodajemy marchewkę z selerem. Podduszamy na niezbyt  dużym ogniu parę minut. Dodajemy posiekany czosnek. Wrzucamy ryż i mieszając smażymy minutę. Dolewamy dwie chochle bulionu i mieszając co chwilę gotujemy ryż. Jak wchłonie płyn dolewamy następne dwie chochle i postępujemy tak aż ryż będzie miękki. W połowie gotowania dodajemy do ryżu pokrojoną w kostkę cukinię. Może się zdarzyć, że nie zużyjemy całego bulionu, to zależy od ryżu. Risotto powinno być po ugotowaniu płynne. Dodajemy masło i mieszając czekamy, aż się rozpuści. Doprawiamy do smaku solą i świeżo zmielonym pieprzem. Posypujemy posiekanymi kwiatami i startym parmezanem. Natychmiast podajemy.


Oczywiście można też użyć bulionu z kostki, ale to jednak nie to samo.
Kiedy nie używamy kwiatów warto dać o jedną cukinię więcej.
Cukinie powinny być małe, najwyżej wielkości ogórka, takie są najlepsze.

niedziela, 10 czerwca 2012

Szparagi zielone, szparagi białe

Jeszcze są. Skończył się co prawda maj, ale jeszcze 10 dni, dwa tygodnie, będziemy się mogli nimi cieszyć. Nie będę ukrywać, że po prostu uwielbiam szparagi.


Od początku maja praktycznie codziennie zjadam albo zielone, albo białe. Są podobno bardzo zdrowe, mają dużo witaminy C i kwasu foliowego, a oprócz tego mało kalorii. I białe i zielone to ta sama roślina tylko różny sposób uprawy. Białe rosną w kopcach czyli pod ziemią, zielone wyrastają ponad ziemię. Zielone są bardziej intensywne w smaku, białe są zdecydowanie delikatniejsze. Zielonych nie musimy obierać, białe tak. W obu przypadkach najpierw trzeba obłamać zdrewniałe końce. Ja robię to w ten sposób, że łapię szparag za dwa końce i delikatnie przełamuję. Powinien pęknąć dokładnie w miejscu gdzie kończy się zdrewniała łodyga. I zielone już można gotować. Białe trzeba obrać. Najlepiej obieraczką do warzyw, tak do 1-2 cm poniżej główki.


W obu przypadkach wrzucamy szparagi do gotującej się, osolonej i odrobinę pocukrzonej wody. Gotujemy od zagotowania zielone 4 minuty, białe 7 minut. Wtedy są jędrne i nie rozgotowane.
Ważne jest miejsce zakupu i świeżość szparagów. Najlepsze są ledwo co zebrane. Czyli prosto od producenta. Kiedy kupujemy w sklepie zwracajmy uwagę na wygląd końców. Jeśli są popękane i bardzo suche to takie szparagi na pewno zostały zebrane dawno temu. Przechowujemy je w lodówce zawinięte w wilgotną ściereczkę.
A to moje ulubione przepisy:

Szparagi z szynką

 pęczek białych szparagów
gotowana szynka w plastrach
majonez
szczypiorek
sól

Szparagi  obieramy i gotujemy wg tego co powyżej. Studzimy. Plaster szynki smarujemy majonezem i zawijamy w każdy dwa szparagi. Pakuneczek zawiązujemy szczypiorkiem. I już. To klasyka, ale jaka pyszna! Szynka musi być najlepsza jaką możemy kupić.




 Zielone szparagi z białym sosem z bazylią

2 pęczki zielonych szparagów
1 obrana cebula
1 ząbek czosnku
6 plasterków wędzonego boczku
2 łyżki orzeszków piniowych
200 ml śmietany 30 %
3 łyżki posiekanej świeżej bazylii
oliwa
sól, świeżo mielony pieprz 

Szparagom obłamujemy zdrewniałe końce. Wrzucamy do gotującej się, osolonej wody i gotujemy od zagotowania 4 minuty. Odcedzamy. I układamy na półmisku.
Śmietanę zagotowujemy z posiekanymi liśćmi bazylii. Gotujemy około 10 minut. Odstawiamy do ostygnięcia. Do sosu nie dodajemy ani szczypty soli!
Przed podaniem podsmażamy na oliwie posiekany drobno boczek, posiekaną w kostkę cebulę i drobno posiekany czosnek.
Na suchą gorącą patelnię wsypujemy orzeszki pinii i rumienimy je. Uwaga, lubią się przypalać!
Szparagi posypujemy podsmażonym boczkiem. polewamy sosem i po wierzchu posypujemy orzeszkami, świeżo mielonym pieprzem i od razu podajemy.
Ten przepis to absolutny hit wśród moich pomysłów na szparagi. Robię go w sezonie kilka razy i za każdym razem sukces murowany.






Białe szparagi z salsa verde


2 pęczki białych szparagów
pęczek natki pietruszki
pół pęczka świeżej bazylii
1 jajko ugotowane na twardo
1 ogórek kiszony (nie korniszona i nie konserwowy!)
3 fileciki anchois
2 ząbki czosnku
 oliwa z pierwszego tłoczenia
sól i świeżo mielony pieprz


Szparagi obieramy i gotujemy w osolonym wrzątku. Studzimy.
Wszystkie składniki salsa verde wkładamy do malaksera i miksujemy na gładki sos. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Sos dobrze jest zrobić wcześniej i trzymać w lodówce, żeby się "przegryzł".
Szparagi polewamy sosem i podajemy. Są boskie! A salsa verde nadaje się do wielu innych rzeczy, takich jak gotowane mięso, ryby lub warzywa.



Pappardelle z Pawii czyli cudowny makaron z zielonymi szparagami


500 g pappardelle
pęczek ugotowanych zielonych szparagów
200 g wędzonego łososia
1 cebula
6 pomidorków daktylowych lub 1 normalny pomidor
1 ząbek czosnku
świeża papryczka chili lub kawałek zwykłej czerwonej papryki
250 ml śmietany 30 %
2 łyżki masła
2 łyżki posiekanego koperku
2 łyżki posiekanej świeżej bazylii
świeżo starty parmezan
sól, świeżo zmielony pieprz

Cebulę i wyciśnięty ząbek czosnku szklimy na maśle. Dodajemy pokrojonego łososia. pokrojone w 2 centymetrowe kawałki szparagi i pokrojone w kostki pomidorki (w wersji bez chili razem z pomidorami dodajemy posiekaną w kostkę paprykę). Jeśli używamy dużego pomidora trzeba go sparzyć, obrać ze skórki i wydrążyć. Polewamy śmietaną i dusimy 10 minut. W tym czasie gotujemy makaron. Do sosu dodajemy posiekaną papryczkę chili, koperek, bazylię i sól. Ugotowany makaron mieszamy z sosem, posypujemy świeżo zmielonym pieprzem i parmezanem.
Kiedy pierwszy raz przeczytałam ten przepis pomyślałam, że można by z tych składników zrobić co najmniej trzy różne sosy do makaronu. Kiedy jednak spróbowałam zrobić go pierwszy raz oniemiałam z wrażenia. Jest perfekcyjny. Przepis pochodzi z jakiegoś starego dodatku do Gazety Wyborczej. Wymyśliłam też wersję dla dzieci, które niekoniecznie lubią chili, ale wersja na ostro jest zdecydowanie najlepsza. W razie czego podaję chili w płatkach do posypania dla tych co lubią ostro.



poniedziałek, 14 maja 2012

Crumble z bananów i mango

Crumble to klasyczny angielski deser. Wariantów tyle ile owoców. Praktycznie każde owoce można zapiec pod pyszną kruszonką. Kruszonkę można robić z różnych rodzajów mąki, dodawać do niej cukier trzcinowy, orzechy, płatki itp. Klasyczny crumble jest z jabłek, ale taki smakuje raczej jesienią. O tej porze roku kiedy nowe owoce dopiero się pojawiają świetne będzie crumble z bananów i mango. Dodatek imbiru i owoców nerkowca nada mu jeszcze bardziej egzotyczną nutkę. Jest naprawdę świetny. Niedługo napiszę o crumble rabarbarowym, po nadszedł już maj i czas rabarbaru.

Potrzeba:


4 banany
2 owoce mango
łyżeczkę mielonego cynamonu
1/2 łyżeczki mielonego imbiru
2 łyżki masła
3 łyżki cukru trzcinowego


na kruszonkę:
100 g mąki
100 g cukru trzcinowego
100 g masła
50-60 g posiekanych orzechów nerkowca

Banany kroimy w plasterki, mango w kostkę. Mango ma w środku bardzo twardą pestkę, trzeba je obrać ze skórki i potem okrawać dookoła po plasterku, aż dojdziemy do pestki. Taki sposób krojenia zobaczyłam kiedyś w jakimś programie kulinarnym i odtąd skończyły się moje kłopoty z krojeniem mango.
Owoce z cukrem dusimy 5-10 minut na patelni z roztopionym masłem. Dodajemy cynamon i imbir. Przekładamy do prostokątnej ceramicznej formy do zapiekania.


Składniki kruszonki wkładamy do misy od miksera i robimy kruszonkę. Masło przed włożeniem kroimy na małe kawałki. Z braku miksera kruszonkę zagniatamy palcami w misce.
Posypujemy owoce kruszonką i wstawiamy na około 30 minut do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (termoobieg). Pieczemy aż wierzch będzie ładnie przyrumieniony.


Podajemy po 15 minutach z lodami waniliowymi albo śmietaną.


sobota, 12 maja 2012

Brik czyli wspomnienie z Bliskiego wschodu

Niedawno wróciłam z Izraela. Wrażeń tyle, że trzeba czasu, żeby wszystko się ułożyło. Podróż do Ziemi Świętej to przede wszystkim ogromne przeżycie duchowe. Jest to też jednak  spotkanie z "tyglem" kulturowym jakim jest dzisiejszy Izrael. I to nie tylko ze względu na jego mieszkańców, ale również odwiedzających ten kraj turystów i pielgrzymów.


Tak wygląda Jerozolima widziana z góry Oliwnej.

A to pustynia Judzka. Pusto, góry, upał i czyste błękitne niebo.

Ale Izrael to też Galilea i jezioro Genezaret. To moje ulubione miejsce.

Nad jeziorem Genezaret można odwiedzić ruiny Kafarnaum, miasta w którym mieszkał i nauczał Jezus.

A to sadzawka w krużgankach kościoła Rozmnożenia Chleba i Ryb.

 I na koniec prawdziwie biblijny posiłek. Ryba św.Piotra i chleb. Ryba to tilapia, takie ryby żyją w jeziorze Genezaret. Tilapię można też dostać w Polsce. Ryba była upieczona na grillu i była pyszna. A wszystko w kibucu Ein Gev na południowym brzegu jeziora.

Po powrocie z Izraela miałam ochotę na mocne, bliskowschodnie smaki i postanowiłam upiec brik, czyli tunezyjskie pierożki ze specjalnego ciasta. Ciasto na brik można bez problemu dostać w sklepie Leclerc na warszawskim Ursynowie, można też użyć greckiego ciasta filo, które pojawiło się ostatnio w niektórych supermarketach. Nadzienie to mieszanka ziemniaków, marchewki, szpinaku i tuńczyka, z absolutnie niezbędnym kuminem. To bardzo arabska i cudownie pachnąca przyprawa. I to właśnie ona nadaje potrawom smak prosto z Bliskiego Wschodu. I oczywiście dodatek świeżej mięty.

Brik czyli tunezyjskie pierożki

Potrzeba:


200 g tuńczyka z puszki, odsączonego
100 g mrożonego szpinaku
5 cebulek dymek posiekanych
3 łyżki posiekanej natki pietruszki
3 łyżki posiekanej świeżej mięty
2 średnie starte na drobnej tarce marchewki
3 średnie ugotowane i rozgniecione ziemniaki
1 jajko
skórka otarta z 1 cytryny
kumin
sól, pieprz
8-10 płatów ciasta na brik lub ciasta filo
oliwa z oliwek
ziarna sezamu

Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni (termoobieg).
Mieszamy w misce wszystkie składniki nadzienia: ziemniaki, marchewkę, szpinak, dymkę, natkę, miętę, skórkę z cytryny, jajko. Doprawiamy do smaku kuminem, solą i pieprzem.
Rozkładamy jeden arkusz ciasta smarujemy go oliwą i nakrywamy drugim. Kroimy w podłużne pasy.
Nakładamy na każdy pas nadzienie i zawijamy briki tak żeby powstał trójkątny pierożek.
Pierożki układamy na wyłożonej papierem blaszce. Smarujemy je oliwą i posypujemy sezamem,
Pieczemy ok. 15-20 minut, aż będą złote. Podajemy jeszcze ciepłe lub na zimno. Znakomicie pasuje do nich tzatziki.




piątek, 13 kwietnia 2012

sałatka z rukoli

Boska! Pachnąca i chrupiąca. Szybka do zrobieni i szalenie efektowna w smaku. Znakomicie pasuje jako dodatek do makaronu. Z tym, że makaron musi być w lekkim sosie. Na przykład cytrynowym, z krewetkami. Odpadają wszystkie sosy mięsne. Przepis nieocenionego Jamiego Olivera z absolutnie genialnej książki "30 minut w kuchni". Kto nie ma niech natychmiast kupuje. Ta książka to dla współczesnej gospodyni wynalazek na miarę internetu. Polecam ją wszystkim znajomym Paniom domu. Nieznajomym też!

Potrzeba:

opakowanie rukoli
ząbek czosnku
łyżkę nasion kopru włoskiego czyli kuminu rzymskiego
paczkę pancetty lub boczku wędzonego w plastrach
trochę listków świeżej mięty i świeżego estragonu
dużą garść winogron czerwonych, zielonych lub mieszanych
ocet balsamiczny
sok z cytryny
oliwę extra vergine
sól i świeżo zmielony pieprz

Na suchą podgrzaną patelnię kładziemy plasterki pancetty lub boczku i dodajemy zgnieciony, nieobrany ząbek czosnku.  Kiedy plasterki przyrumienią się z jednej strony odwracamy je i posypujemy nasionami kopru.
Rukolę rozkładamy na półmisku, posypujemy listkami mięty i estragonu. Dodajmy pokrojone na połówki winogrona. Na wierzchu układamy plasterki pancetty i posypujemy ziarnami kopru.
Skrapiamy sałatkę sokiem z cytryny i octem. Solimy i pieprzymy i na końcu skrapiamy oliwą. Ostatnio wolę tak doprawiać sałatę, a nie wcześniej wymieszanym sosem, bo łatwiej zachować właściwe proporcje. Sosu zawsze jest za dużo i sałata "tonie" w oliwie. Smacznego!


 

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Mazurki czas zacząć

Przed nami Wielkanoc. Najwyższa pora pomyśleć o mazurkach. Dla mnie są kwintesencją wielkanocnych słodyczy. Pamiętam jak piekłyśmy z Mamą 10 rodzajów mazurków, które były układane na wielkiej srebrnej tacy w przepiękną, apetyczną i pachnącą szachownicę. I co roku wybieraliśmy ten, który nam najbardziej smakował. Najczęściej wygrywał orzechowy albo bakaliowy. Chociaż zawsze byli miłośnicy klasyki czyli kajmakowego. Ja natomiast najbardziej lubię pomarańczowy. Jest świeży, lekki w smaku i bardzo wesoły w kolorze.
Mazurki pieczemy na kruchym cieście albo na waflach. Podaję 3 moje ulubione przepisy. Niestety nie mam jeszcze zdjęć, więc na razie trzeba je sobie wyobrazić. A może jak już upieczemy to powymieniamy się zdjęciami i wrażeniami? Ja w tym roku zamierzam zrobić zupełnie nowy mazurek chałwowy. Podobno jest rewelacyjny. Wrażenia za tydzień. Radosnych Świąt!


Kruche ciasto na mazurki

Potrzeba:

 300 g mąki
200 g masła
100 g cukru pudru
2 żółtka
5 łyżek śmietany
szczyptę soli

Mąkę mieszamy z cukrem i solą. Dodajemy pokrojone na kawałki masło. Siekamy nożem. Dodajemy żółtka i śmietanę i szybko zagniatamy ciasto. To jest metoda tradycyjna. Ja od dawna wszystko wrzucam do miksera (robota kuchennego) i naciskam na guzik. Mikser szybko zagniata ciasto i z głowy. Trzeba tylko pamiętać o pokrojeniu masła na kawałki.
Ciasto trzeba przynajmniej na godzinę włożyć do lodówki. Można też zrobić je dzień lub dwa wcześniej. Podana proporcja wystarcza na jeden duży lub dwa mniejsze mazurki.
Ciasto pieczemy w blaszce w temperaturze 200 stopni (bez termoobiegu!) około 15 - 20 minut. Musi się lekko zrumienić. Dobrze jest posmarować blaszkę masłem, wtedy ciasto na pewno nie przyklei się i łatwiej będzie je wyjąć.

Mazurek pomarańczowy

 Potrzeba:

upieczony spód z kruchego ciasta wg powyższych proporcji
4 pomarańcze
2 cytryny
500 g cukru
100 g płatków migdałowych


Pomarańcze i cytryny parzymy wrzątkiem. Kroimy na ćwiartki i mielemy w maszynce do mięsa. Pomarańczy ani cytryn nie obieramy ze skórki! Mielemy je razem ze skórką.
Wszystko wrzucamy do garnka, zagotowujemy i dosypujemy cukier. Gotujemy na małym ogniu, często mieszając (uwielbia się przypalać!) około 40 minut. Wsypujemy większość migdałów, zostawiając odrobinę do dekoracji. Odstawiamy do ostygnięcia. Wystudzoną masę rozsmarowujemy na upieczonym kruchym spodzie. Po wierzchu posypujemy resztą płatków migdałowych, a jak mamy inwencję to dekorujemy bardziej "wielkanocnie".

Mazurek bakaliowy

Potrzeba:

upieczony spód z kruchego ciasta wg powyższych proporcji
500 g posiekanych bakalii (rodzynki, skórka pomarańczowa, migdały, kandyzowane wiśnie, figi, morele, co kto lubi)
1 żółtko 
1 jajo
70 g cukru pudru
70 g masła
aromat waniliowy lub cukier z prawdziwą wanilią lub ziarnka z pół laski wanilii
50 g mielonych migdałów
30 g tartej bułki
sok z połowy cytryny
konfitura z płatków róży


Upieczone kruche ciasto smarujemy konfiturą z płatków róży. Na to wysypujemy posiekane bakalie.
Żółtko i jajo ucieramy z cukrem pudrem. Dodajemy migdały, tartą bułkę, wanilię, sok z cytryny i roztopione masło. Masą polewamy bakalie i zapiekamy w piekarniku w temperaturze 180 stopni do zrumienienia, około 10-15 minut. Studzimy. Jedząc delektujemy się bakaliami i aromatem róży. Połączenie jedyne w swoim rodzaju. Cudowne!

Mazurek orzechowy

Potrzeba:

 250 g mielonych orzechów włoskich
250 g cukru pudru
3 jajka
100 g masła
60 g mąki 
sok z jednej cytryny
szczyptę soli
wafel
kilka połówek orzechów włoskich do dekoracji

Masło ucieramy dodając po kolei żółtka i 175 g cukru, orzechy, mąkę i sok z cytryny.
Masę rozsmarowujemy na waflu. Wafel oczywiście kładziemy na blaszce do pieczenia.
Białka ubijamy na sztywno z solą, na końcu dodając pozostały cukier (75 g). Wykładamy ubite białka na masę orzechową i na wierzchu dekorujemy połówkami orzechów.
Pieczemy 30 minut w temperaturze 160 stopni (nie termoobieg).
Kroimy bardzo ostrym nożem. Jest bardzo orzechowy w smaku, przepyszny.


Tak prezentowały się nasze mazurki na wielkanocnym stole. Pierwszy z lewej chałwowy, z tyłu bakaliowy, za nim marcepanowy, pomarańczowy i na pierwszym planie kajmakowy. Kajmakowy pobił wszelkie rekordy popularności, nie było go już drugiego dnia Świąt.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Ziołowy chlebek wielkanocny

Pieczenie chleba w domu to czysta przyjemność. I wcale nie trzeba mieć dużo wolnego czasu. Większość przepisów jest łatwa i szybka. Trzeba tylko dać mu czas na wyrośnięcie. Ale kiedy ciasto rośnie my możemy zająć się zupełnie czymś innym. A potem jak już chleb piecze się w piekarniku dom napełnia się cudownym zapachem, że nie wspomnę o smaku świeżo upieczonego, jeszcze ciepłego chleba.
Poniższy przepis  jest prosty, pachnący ziołami i czosnkiem. Wykorzystuję go w ciągu całego roku, ale myślę, że znakomicie będzie pasował do wielkanocnego śniadania. Zioła mogą być dowolne, warto pamiętać o szczypiorku. Ja zawsze dodaję 4-5 różnych ziół posiekanych razem. Polecam.

Potrzeba:

250 g mąki
1/2 szklanki mleka
20 g świeżych drożdży
30 g masła
1 łyżeczkę cukru
1 łyżeczkę soli
1 wyciśnięty ząbek czosnku
posiekane świeże zioła: oregano, bazylię, zieloną pietruszkę, majeranek, szczypiorek, tymianek
trochę mleka lub jajko do posmarowania wierzchu chleba

Drożdże rozpuszczamy w ciepłym mleku razem z cukrem. Masło roztapiamy. Dodajemy wszystko do mąki i wsypujemy łyżeczkę soli. Ciasto wyrabiamy aż będzie gładkie i lśniące. Ja robię to przy pomocy miksera Kitchen Aid, który jest cudowny, bo robi to sam. Można też użyć zwykłego miksera lub robota kuchennego.
Wyrobione ciasto zostawiamy do wyrośnięcia na około godzinę. Pamiętamy o przykryciu ściereczką.
Kiedy ciasto wyrośnie dodajemy do niego posiekane zioła i czosnek. Zagniatamy, formujemy chlebek i wkładamy do foremki. Powyższa proporcja wystarcza na małą prostokątną, tzw. pasztetową foremkę. Ja od jakiegoś czasu używam foremek silikonowych, które nie wymagają smarowania. Bardzo polecam są super wygodne i ciasto po upieczeniu jest wilgotniejsze. Jeśli jednak używamy formy blaszanej trzeba ją wysmarować masłem i wysypać mąką. Chlebek przykrywamy ściereczką i zostawiamy znowu do wyrośnięcia na około pół godziny.


Wierzch smarujemy mlekiem lub roztrzepanym jajkiem i wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy 40-50 minut. Po upieczeniu dość szybko wyjmujemy z formy i zostawiamy do wystygnięcia. Na ciepło też jest dobry!


sobota, 17 marca 2012

Niedzielny obiad

Znakomity zestaw na pyszny, niedzielny obiad. W niedzielę mamy trochę więcej czasu, możemy więc ugotować coś co wymaga odrobinę wysiłku. Przepis znalazłam w gazecie "Moje Gotowanie". a jego autorami są Agnieszka i Marcin Kręgliccy. Oczywiście jak zwykle coś dodałam od siebie. Absolutnym hitem tego dania są placki z ziemniaków. Pierwszy raz robiłam takie. Przypominają w smaku szwajcarskie rösti, ale dzięki parmezanowi są bardziej aromatyczne.
Czosnek, który pieczemy razem z mięsem jest aksamitny w konsystencji i słodki w smaku.
A do tego cudowny szpinak z orzeszkami pinii i rodzynkami. Rodzina będzie w siódmym niebie. Jako deser polecam słoneczną galaretkę, o której pisałam parę dni temu.

dla 5-6 osób potrzeba:

Polędwiczki
2 polędwiczki wieprzowe
po 2 łyżki oliwy i sosu sojowego
1 łyżkę musztardy
1 łyżkę miodu
2 ząbki czosnku pokrojonego w plasterki
pieprz, zioła prowansalskie
 świeże zioła: szałwię, rozmaryn i tymianek
plastry boczku wędzonego (tyle ile będzie kawałków mięsa)
główki czosnku, tyle ile lubimy
pół szklanki słodkiego wina, ja dałam porto
oliwę i masło

 Mieszamy w misce oliwę, sos sojowy, musztardę, miód, pokrojone ząbki czosnku, pieprz i zioła prowansalskie. Wkładamy do marynaty mięso i zostawiamy w chłodzie na kilka godzin. Najlepiej zrobić to poprzedniego dnia wieczorem i zostawić polędwiczki na całą noc.
Kroimy mięso na porcje. Powinny mieć około 5 cm grubości. Okładamy mięso listkami szałwii, gałązką tymianku i gałązką rozmarynu, owijamy plasterkiem boczku i związujemy sznurkiem. Jeśli wcześniej potniemy sobie sznurek na odpowiednie kawałki, przygotujemy zioła to idzie to zupełnie szybko.
Na patelni rozgrzewamy oliwę, rumienimy porcje mięsa i przekładamy do żaroodpornego naczynia. Nieobrane główki czosnku kroimy na pół i też rumienimy na patelni.
Czosnek dokładamy do mięsa. Polewamy winem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 20 - 30 minut.
Masło rozgrzewamy na patelni i smażymy trochę listków szałwii, aż staną się chrupkie. Dekorujemy nimi mięso przed podaniem.

Placuszki z ziemniaków
 około 1 kg ziemniaków
5 żółtek
kilka łyżek tartego parmezanu
5 łyżek kwaśnej śmietany
sporo natki pietruszki drobno pokrojonej
sól i pieprz świeżo zmielony
papier do pieczenia


Placuszki można przygotować zanim zrobimy mięso, a przed podaniem odgrzać w piekarniku.
Obrane ziemniaki ścieramy na tarce o dużych oczkach, tzw. jarzynowej. Solimy i na chwilę odstawiamy. Mocno odciskamy z wody. Mieszamy z żółtkami, parmezanem, śmietaną, natką i pieprzem.
Blachę wykładamy papierem do pieczenia i rozkładamy masę na grubość około 2 centymetrów. Pieczemy w temperaturze 180 stopni około 40 minut. Wierzch powinien się ładnie przyrumienić. Wyjmujemy i studzimy. Kroimy tak jak lubimy. W kwadraty, trójkąty, albo wycinamy kółka. Przed podaniem wstawiamy półmisek z placuszkami do piekarnika na kilka minut, żeby się zagrzały.

Szpinak i fasolka
 1 kg szpinaku
po 5 łyżek rodzynek i orzeszków piniowych
oliwę
sól i świeżo zmielony pieprz
500 g fasolki szparagowej
sól

Fasolkę myjemy i gotujemy na parze, aż będzie miękka. Odcedzamy.
Rodzynki zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na kilka minut. Odsączamy.
Szpinak myjemy, obcinamy twarde końce i odciskamy z nadmiaru wody. Można to zrobić w wirówce do sałaty.
Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę i podsmażamy na niej orzeszki i rodzynki. Dodajemy porcjami szpinak i mieszając podgrzewamy. Solimy i pieprzymy. Kiedy szpinak jest ugotowany, co trwa dosłownie kilka minut, zdejmujemy patelnię z ognia.

I już możemy wszystko podawać.
Na talerzu wyglądało tak, a moi goście byli naprawdę zachwyceni. Polecam



 

wtorek, 13 marca 2012

Deser pachnący słońcem

Taki deser w sam raz na początek wiosny (albo koniec zimy) kiedy czekamy z wytęsknieniem na pierwsze cieplejsze promienie słońca. I mamy za mało witamin. I w ogóle to już bardzo tęsknimy za latem i wakacjami.
Deser jest po prostu galaretką, ale niezwykłą. Bardzo, bardzo cytrusową. Będzie znakomitym zwieńczeniem dobrego obiadu lub kolacji. Jest leciutki, pachnący i pełen witaminy C.
Przepis jest trochę zmodyfikowanym przepisem pani Tessy Capponi-Borawskiej, która jest moim kolejnym "idolem" kulinarnym. Pani Tessa wydała dwie bardzo ciekawe książki o Włoszech i gotowaniu, a oprócz tego pisuje do magazynu "Kuchnia". Kolekcjonuję jej przepisy i muszę powiedzieć, że są znakomite. Na początek galaretka z pomarańczy i cytryn.

Potrzeba:

8 pomarańczy
4 cytryny
200 g cukru
20 g żelatyny w proszku
750 ml wody
250 ml śmietany 30 % dobrze schłodzonej
cukier puder do smaku
ew. zagęstnik do śmietany

Wyciskamy sok z 7 pomarańczy i z cytryn. Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie razem z cukrem. Studzimy i dolewamy do soku z cytrusów. Wylewamy do salaterki i wstawiamy do lodówki. Najlepiej przyrządzić galaretkę dzień wcześniej.
Śmietanę ubijamy na sztywno dodając do niej cukier puder, a jeśli ktoś chce bardzo sztywną to również zagęstnik. Na koniec dodajemy do śmietany skórkę startą z ósmej pomarańczy i mieszamy.
Podajemy galaretkę, a śmietanę w osobnej misce.
Oczywiście osoby bardzo dbające o linię mogą zrezygnować ze śmietany, ale wtedy wiele stracą. Wystarczy odrobina, a smak będzie dużo bardziej pomarańczowy.


niedziela, 11 marca 2012

Tajska zupa z krewetkami

Jest to jeden z najlepszych i najszybszych przepisów, który zabierze nas w egzotyczną podróż do Tajlandii. Trzeba tylko zaopatrzyć się w odpowiednie składniki. W tej chwili nie ma już najmniejszego kłopotu i wszystko można kupić w supermarkecie. Robiłam ją z różnymi rodzajami grzybów i za każdym razem jest bardzo dobra. Można zatem użyć świeżych boczniaków, albo pieczarek, a ostatnio robiłam ją ze świeżymi grzybami shitake i była pyszna. Krewetki najlepiej kupić mrożone, już bez skorupek. Zupa jak trochę postoi robi się jeszcze bardziej aromatyczna. Warto ją ugotować trochę wcześniej. Jest odświeżająca w smaku i bardzo sycąca, w sam raz na przedwiośnie, którym już możemy się cieszyć.

Potrzeba:

puszkę mleka kokosowego
wodę
250-300 g mrożonych krewetek
2 listki limonki Kaffir (są w słoiczkach w dziale z żywnością egzotyczną)
trochę startej skórki cytrynowej
200 g świeżych grzybów (shitake, boczniaków lub pieczarek)
2 świeże papryczki chili
szczypior z cebulki dymki
mały kawałek świeżego imbiru
1/2 szklanki soku z limonki
sos rybny
świeżą kolendrę

Grzyby kroimy w paseczki. Imbir i chili siekamy w drobną kostkę. Uwaga na chili, puszcza ostry sok, trzeba zaraz po krojeniu dokładnie umyć ręce. Dymkę kroimy w ukośne, centymetrowe,  kawałki. Ścieramy skórkę z cytryny.  Część kolendry siekamy.
Do garnka wlewamy mleko kokosowe i dodajemy 3 razy tyle wody co mleka. Ja po prostu odmierzam puszką. Zagotowujemy. Dodajemy liście Kaffiru, skórkę z cytryny i grzyby. Gotujemy 2 minuty i wrzucamy zamrożone krewetki. Gotujemy 3-4 minuty, aż krewetki będą rozmrożone.
Wlewamy sok z limonki, wrzucamy chili, imbir, dymkę i kolendrę. Doprawiamy do smaku sosem rybnym, którego nie należy żałować, ale też dodawać z wyczuciem, jest bardzo słony. Jeśli uznamy, że zupa jest za mało kwaśna dodajemy jeszcze soku z limonki. Smak powinien być intensywny słono-kwaśny.


Przelewamy do miseczek i dekorujemy listami kolendry.

A poza tym idzie wiosna i u mnie na parapecie okiennym już nawet przyszła, więc na koniec trochę wiosny na poprawę nastroju :)


wtorek, 6 marca 2012

Cranachan, szkocki deser

Pyszny deser, do którego wykorzystamy mrożone owoce. Znakomity o tej porze roku, kiedy ze świeżymi owocami krucho. Cranachan jest tradycyjnym szkockim deserem ze śmietany, owoców, najczęściej malin, płatków owsianych i whisky. Mój przepis jest zmodyfikowanym przepisem Jamiego Olivera. Wymaga wcześniejszego przygotowania owoców, ale poza tym robi się go bardzo szybko. Sukces murowany, goście za każdym razem są zachwyceni. Jeśli będziecie go dawać dzieciom trzeba zrezygnować z whisky. W wersji "dziecięcej" też jest bardzo smaczny. 
Owoce, których używam to gotowa mieszanka mrożonych owoców jagodowych (truskawki, maliny, wiśnie i czarna porzeczka). Do tego jeśli mam więcej osób przy stole dosypuję trochę mrożonych malin i wiśni. Pomarańcze, miód i rozmaryn dają owocom cudowny aromat. Myślę, że może to być też pomysł na pyszne, niedzielne śniadanko?

Potrzeba:

paczkę (450 g) mrożonych owoców jagodowych + trochę mrożonych malin i wiśni
skórkę i sok z jednej pomarańczy
gałązkę rozmarynu
2 łyżki miodu
250 ml śmietany kremówki 30 %
opakowanie jogurtu, najlepiej greckiego o niskiej zawartości tłuszczu
2 czubate łyżki cukru pudru
trochę whisky (2-3 łyżki)
3 ciasteczka Digestive
100 g płatków owsianych zwykłych lub górskich
50 g cukru brązowego
50 g masła


Zamrożone owoce wrzucamy do rondelka, dodajemy sok i skórkę startą z pomarańczy, miód i gałązkę rozmarynu. Owoce doprowadzamy do wrzenia, a następnie gotujemy chwilkę dopóki się nie rozmrożą. Nie powinno się ich gotować dłużej, bo nie będą tak smaczne. Wyjmujemy je łyżką cedzakową do miski, a pozostały sok gotujemy na dość dużym ogniu, póki nie zredukuje się do gęstego syropu. Trwa to około 10 minut. Pamiętamy o mieszaniu, bo łatwo może się przypalić. Jeśli w międzyczasie owoce w misce puszczą jeszcze trochę soku  dolewamy go z powrotem do garnka. Usuwamy gałązkę rozmarynu i syropem polewamy owoce. Chłodzimy kilka godzin. Na przynajmniej godzinę dobrze jest wstawić je do lodówki.


Owoce przekładamy do szklanego naczynia. Można też zrobić niewielkie porcje w szklanych pucharkach, miseczkach albo szklankach.
Ubijamy śmietanę, dodajemy do niej cukier, jogurt i na końcu whisky.
Rozkładamy masę na owocach.


Posypujemy pokruszonymi ciasteczkami.
Masło roztapiamy na patelni. W tym czasie w misce mieszamy  suche płatki z brązowym cukrem. Kiedy masło się roztopi wsypujemy płatki z cukrem i mieszając czekamy, aż cukier pokryje płatki złotym karmelem.
Posypujemy płatkami nasz cranachan i podajemy.

A z profilu wygląda on tak.


Jest naprawdę pyszny!
 

środa, 29 lutego 2012

Tartiflette czyli wspomnienia z nart

Kolejne danie, które przypomina nam miłe chwile w Alpach. Tym razem Sabaudia, Alpy francuskie. Tartiflette to potrawa, która według mnie ma co najmniej 4000 kalorii w porcji, ale co tam, na nartach nikt nie liczy kalorii. Można jej spróbować prawie w każdej alpejskiej restauracji. Jednak nie ma to jak trochę się potrudzić i zrobić ją samemu. Podstawą jest ser francuski reblochon. Jest to ser produkowany w Sabaudii.


 Po wyjęciu z opakowania widać, że jest przykryty dwiema cieniutkimi deseczkami. Skąd wziąć reblochon w Warszawie? Ja swój przywiozłam z Francji i to jest jakaś opcja. We Francji jest w każdym supermarkecie, nie tylko w Alpach. Bywa też na pewno w Lelcercu na Ursynowie. Reblochon ma bardzo specyficzny smak i konsystencję,  i trudno go zastąpić innym serem. Przeczytałam jednak gdzieś niedawno, że nasz ser koryciński też może się do tej potrawy nadać. Można spróbować.
Oprócz sera podstawą tego dania są ziemniaki. I stąd też jego nazwa. Tartiflâ po sabaudzku, a tartifle po prowansalsku to po prostu ziemniaki.
A wiadomo, że ziemniaki z topionym serem to wyjątkowo udana para. Do tego jeszcze cebula, boczek wędzony i śmietana. No i 4000 kalorii lekko licząc. Za to przepysznych!
Do tego dania klasycznie podaje się białe wino i sałatę. Jeśli jednak ktoś woli czerwone to czemu nie, tylko raczej lekkie.
Zjadamy i cieszymy się, że pasterze alpejscy mieli tak wspaniałe pomysły na wykorzystanie sera. Oryginalnie zapiekali wszystko na patelni nad ogniskiem. Takiej wersji proponuję spróbować podczas wakacji :)

Potrzeba:

dla 3-4 osób
1 krążek sera reblochon (450g)
4-5 dużych ziemniaków
2 duże cebule (ja używam cukrowych, są łagodniejsze)
100 g boczku wędzonego w plastrach
oliwę
150 - 200 ml śmietanki 18 %
sól, pieprz świeżo zmielony

Ziemniaki gotujemy w mundurkach. Studzimy i obieramy ze skórki. Kroimy na plastry. 
Cebulę obieramy, kroimy na półplasterki i smażymy na oliwie, a właściwie dusimy. Cebula nie powinna się zrumienić.


Podduszoną cebulę przekładamy do miseczki, a na patelnię wrzucamy pokrojony w paski boczek. Smażymy aż stanie się rumiany i chrupki. Dodajemy do boczku cebulę i mieszamy.
Połowę ziemniaków układamy w naczyniu do zapiekania.


Na ziemniakach układamy cebulę z boczkiem.



I na to kolejną warstwę ziemniaków. Solimy i posypujemy świeżo zmielonym pieprzem. Soli nie należy dawać zbyt dużo, ser jest słony. Polewamy śmietaną. Na wierzchu układamy pokrojony w plastry ser. Ser po wyjęciu z opakowania obskrobujemy nożem, żeby zdjąć nalot, który jest na skórce. Wykrawamy kolorowy znaczek, który może znajdować się z jednej strony i kroimy na dość grube plastry. Przed włożeniem do pieca wygląda tak.


Pieczemy około 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (termoobieg). Wierzch musi się ładnie zrumienić, a ser roztopić i razem ze śmietaną otoczyć ziemniaki przepysznym sosikiem. Jeśli zaprosiliśmy gości już od drzwi będą wiedzieli, że coś pysznego ich czeka. Reblochon bardzo smakowicie pachnie. Przyrządzamy michę zielonej sałaty i podajemy. Smacznego!
(Ja przygotowywałam tartiflette z podwójnej proporcji, ale miałam na kolacji 7 osób. Wszystkiego nie daliśmy rady zjeść. Resztę zamroziłam.)



sobota, 25 lutego 2012

Łosoś w buraczkach

Przepyszna przystawka. Przepis Jamiego Olivera. Jamie Oliver to jeden z moich ulubionych współczesnych kucharzy. Jego przepisy są znakomite i smakowite. Kolekcjonuję i książki i przepisy, które pojawiają się w prasie, oglądam programy telewizyjne i buszuję po jego stronie internetowej. Nie trafiłam do tej pory na przepis, który by mi nie wyszedł.
Łosoś w buraczkach to świetna przystawka z wędzonego łososia. Robię ją często i zawsze goście są zachwyceni. Oczywiście jest to jeden z przepisów ekspresowych. Potrzebujemy około 10 minut i danie gotowe. Świeże zioła, którymi posypujemy łososia są obowiązkowe. I pięknie wyglądają i wspaniale smakują. Do tego świeża bagietka, dobre masło i białe wino, albo musujące jak ma być bardzo wytwornie.

Potrzeba:

na 4-6 osób
300-400 g dobrego wędzonego łososia (np. szkockiego)
słoik marynowanych buraczków
100-150 ml śmietany 30 %
skórka starta z 1 cytryny
sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
oliwa z pierwszego tłoczenia
listki świeżych ziół: mięty, estragonu, zielonej pietruszki 
sól morska, pieprz


Łososia układamy na ładnym półmisku, rozrywając plasterki na mniejsze kawałki i rozrzucając je fantazyjnie. Buraczki kroimy w plasterki, lub mniejsze kawałki i rozsypujemy na łososiu.
W małej miseczce mieszamy śmietanę z solą, pieprzem, skórką z cytryny i sokiem cytrynowym. Sok powoduje, że śmietana gęstnieje i robi się podobna do twarożku, o to chodzi. Dodajemy 1-2 łyżki oliwy i dokładnie mieszamy do połączenia składników. Polewamy sosem łososia i posypujemy listkami ziół. Podajemy od razu. Smacznego!


środa, 22 lutego 2012

Kaiserschmarren czyli cesarski miszmasz

To jeden z najsmaczniejszych deserów jakie znam. Kiedy jestem w Austrii na nartach nigdy nie mogę sobie odmówić, żeby chociaż raz go nie spróbować. Znany jest we wszystkich krajach dawnego cesarstwa austro-węgierskiego, a powstał oczywiście na dworze cesarza Franciszka Józefa. Stąd jego nazwa. Znany jest też jako omlet cesarski.
Mój przepis jest bardziej wyrafinowany niż wersja podstawowa, która na ogół ma tylko rodzynki. Dodatek likieru pomarańczowego znakomicie wzbogaca smak suszonych owoców. Obowiązkowo podajemy z musem jabłkowym domowym lub ze słoika. Ja użyłam popularnej masy jabłkowej do szarlotki. Było pysznie!

Potrzeba:

5 jajek
125 g mąki
250 ml mleka
2 łyżki cukru
1 łyżkę stopionego masła + masło do wysmarowania formy
1/8 łyżeczki soli
50 g rodzynków
50 g suszonych moreli
50 g suszonych śliwek
100 ml likieru pomarańczowego np. Cointreau 
mus jabłkowy


Morele i śliwki pokroić w paseczki. Razem z rodzynkami zalać likierem i zostawić na przynajmniej godzinę.
Żółtka ubić trzepaczką razem z mąką i mlekiem. Dodać cukier, masło, sól i na końcu owoce.
Z białek ubić pianę. Delikatnie połączyć z ciastem i wylać na wysmarowaną masłem blaszkę. Zdecydowanie należy piec w blaszce, a nie w naczyniu ceramicznym.
Pieczemy 20 - 30 minut w piekarniku nagrzanym do 150 stopni (termoobieg). Wierzch musi być ładnie zrumieniony, a patyczek po wetknięciu w ciasto suchy.
Po wyjęciu z pieca przy pomocy łyżki  i widelca rozrywamy na kawałki i układamy na półmisku lub w innym ładnym naczyniu. Posypujemy cukrem pudrem. Podajemy z musem jabłkowym. Smacznego!


 

Zapiekanka z Nowego Orleanu

Świetne danko, do którego wykorzystamy resztki mięsa z kurczaka, najlepiej z rosołu. Przepis z pewnością zachwyci małe dziewczynki, ponieważ pochodzi z książki "Gotuj z Tianą". Tiana to bohaterka bajki  Disney'a "Księżniczka i żaba". Dziewczynki na pewno będą wiedziały o kogo chodzi. Rzecz dzieje się w Nowym Orleanie, a książka przeznaczona jest dla małych kucharek, ale ma bardzo fajne przepisy i tym samym zachęca, żeby gotować z dzieckiem.
Moja zapiekanka spotkała się z bardzo dużym entuzjazmem wśród moich domowników. Jest to danie typowe dla kuchni amerykańskiej. Bułeczki, które pieczemy na wierzchu to miła odmiana dla makaronu czy ziemniaków.

Potrzeba:

3 łyżki masła
1 dużą lub 2 mniejsze cebule
1 łodygę selera naciowego
2-3 łyżki mąki
1 1//2 szklanki bulionu drobiowego (może być z kostki)
1 1/2 szklanki mleka
po pół łyżeczki suszonej szałwii i tymianku
mięso z gotowanego kurczaka, co najmniej 2,5 szklanki
mała puszka kukurydzy
puszka marchewki z groszkiem
sól, pieprz

na bułeczki:
2 szklanki mąki
1 łyżka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
pół kostki zimnego masła
1/4 szklanki mleka

Na dużej patelni roztapiamy masło i dusimy parę minut posiekaną w kosteczkę cebulę i seler.
Posypujemy mąką, dodajemy bulion i mleko cały czas mieszając ubijaczką.
Dodajemy zioła, pokrojone w kostkę mięso kurczaka i warzywa. Gotujemy jeszcze parę minut.
Smarujemy masłem formę do zapiekania i przekładamy do niej mięso z sosem.
Przygotowujemy bułeczki. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i solą. Dodajemy pokrojone w kawałeczki masło i mleko. Wyrabiamy gładkie ciasto. Ja robię to po prostu w mikserze.
Ciasto rozwałkowujemy na placek o grubości 1,5 cm i przy pomocy małej szklanki lub kieliszka wycinamy bułeczki. Nie mogą być za duże.
Układamy bułeczki na wierzchu masy mięsnej. Tak jak na zdjęciu.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (termoobieg) około 30 minut. Bułeczki muszą się ładnie zrumienić.
Wyjmujemy z piekarnika, studzimy około 10 minut i dopiero podajemy.
Smacznego!


wtorek, 21 lutego 2012

Mussaka wegetariańska

Danie znakomite dla wegetarian, ale nie tylko. My jesteśmy "mięsożercami", a i tak chętnie czasami zastępujemy mięso tofu. Danie można podawać na obiad, kolację, świetne do pudełka na lunch do pracy. Można też zamrozić i zjeść później.
Smak sosu wzbogaca dodatek suszonego oregano i estragonu. Ja ostatnio suszony estragon zastąpiłam mrożonym (kupuję w dziale mrożonek w Leclercu), ale można też dodać świeży. Świeży estragon pojawił się niedawno w supermarketach. Jest znakomity i bardzo aromatyczny. Oregano nie zastępuję świeżym, bo suszone jest bardziej pachnące.
Przepis z książki o metodzie Montignaca. Są tam bardzo dobre przepisy, a do tego podobno zdrowe :)

Potrzeba:

2 spore bakłażany
1 dużą cebulę
2 ząbki czosnku
3 pomidory lub puszkę krojonych pomidorów
2 opakowania tofu (około 250 - 300 gram)
ew. parę łyżek koncentratu pomidorowego (jeśli używamy surowych pomidorów)
suszone oregano
świeży lub mrożony estragon
200 ml śmietanki 12 % lub sojowej
2 jajka
ok. 60 - 100 g startego sera (ementalera lub gruyère, można dostać już starty, co jest bardzo wygodne)
oliwę z oliwek
sól, pieprz

Bakłażany kroimy wzdłuż na plastry. Tak, tak. Plastry nie będą kółeczkami, tylko dłuuugimi plastrami. Gotujemy na parze 15-20 minut, lekko soląc przed ugotowaniem. Ja robię to po prostu w piekarniku parowym, ale myślę, że na wkładce do gotowania na parze w garnku też się uda. Można te plastry ułożyć jeden na drugim i tak będą dobre. Po ugotowaniu zostawiamy do ostygnięcia.
W tym czasie podsmażamy na oliwie cebulę z czosnkiem, uważamy, żeby się nie zrumieniła. Dodajemy pomidory i dusimy parę minut. Jeśli używamy świeżych pomidorów to trochę dłużej i na końcu mieszamy z koncentratem pomidorowym.
Dodajemy do pomidorów oregano i estragon, każdego mniej więcej łyżeczkę. Na końcu wrzucamy pokrojone w drobną kostkę tofu i dusimy jeszcze parę minut. Doprawiamy solą i pieprzem. Sos musi mieć zdecydowany smak.
Naczynie do zapiekania smarujemy odrobiną oliwy. Układamy bakłażany, na to sos i tak powtarzamy raz lub dwa. Ostatnią warstwą muszą być bakłażany.
Śmietankę ubijamy z jajkami i szczyptą soli i pieprzu. Polewamy jarzyny i po wierzchu posypujemy tartym serem.
Pieczemy ok. 30 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni (z termoobiegiem). Wierzch musi się ładnie zrumienić, a masa śmietanowo-jajeczna ściąć.
Podajemy kiedy troszkę przestygnie, po 15 minutach. Znakomite jest również na zimno.
Do tego sałata i kieliszek lekkiego czerwonego wina. Smacznego!




piątek, 17 lutego 2012

zupka z pieprzykiem

Przepis na tę zupę znalazłam we francuskim wydaniu "Elle à table". Jest to kolejna odsłona zupy brokułowej, moim zdaniem szczególnie udana. Dodatek ziaren czerwonego pieprzu (suszonego) jest właśnie tą "kropką nad i". Czerwony pieprz w ziarnach jest w ogóle znakomitym dodatkiem do wielu potraw. Na przykład do sałaty z wędzonym łososiem. Warto z nim poeksperymentować. Nie jest łatwo go dostać. Na pewno jest w dziale spożywczym "Marks&Spencer". W supermarketach nie znalazłam, można dostać tylko marynowany.
Smak zupy dodatkowo wzbogaca dodatek masła. Nie jest to w związku z tym zupa dietetyczna, ale jest zima i trzeba jeść solidne posiłki :) Zupę robi się błyskawicznie.

Potrzeba:
600 g brokułów (ja wzięłam po prostu dwa i obcięłam z nich same różyczki)
2 ziemniaki
1/2 cebuli
50 g masła (a nawet troszkę więcej)
100 ml mleka
50 ml śmietany 18 %
kostka bulionu drobiowego
pieprz czerwony suszony w ziarnach

Umyte brokuły podzielić na różyczki. Ziemniaki obrać i pokroić na kawałki. Posiekać cebulę.
Roztopić część masła w rondlu i zeszklić na nim cebulę. Dodać brokuły, ziemniaki, zalać wodą do wysokości warzyw, nie więcej. Wrzucić kostkę bulionową, posolić i popieprzyć. Gotować ok. 20 minut. Uważać, żeby nie za długo, bo brokuły stracą kolor.
Zdjąć z ognia, dodać mleko i zmiksować. Dodać resztę masła i śmietanę. Doprawić do smaku.
Pieprz rozgnieść w moździerzu. Podawać zupę posypaną rozgniecionymi ziarnami pieprzu. Smacznego!


poniedziałek, 13 lutego 2012

Racuszki z truskawkami

Racuszki z truskawkami zamówiła dla siebie i swojej przyjaciółki moja córeczka.
Truskawki właśnie pojawiły się w supermarketach. Oczywiście są przywiezione gdzieś z daleka, wyglądają pięknie, ale smak już nie ten. Jednak dodane do racuszków uwalniają trochę truskawkowego aromatu. Na więcej trzeba będzie poczekać do czerwca.
Kiedy kupujecie truskawki wybierając pudełko obróćcie je do góry nogami i zobaczcie jak wyglądają z drugiej strony. Niestety często właśnie tam są zgniłe. Jeśli wyglądają dobrze można kupować. Trzeba je tylko szybko zużyć. Źle się przechowują.

Potrzeba:
200 g mąki pszennej
100 g cukru pudru (tego z wanilią :)
małe opakowanie cukru waniliowego
łyżeczkę proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
1 jajko
łyżkę stopionego masła
250 ml maślanki lub kefiru (może być trochę więcej, ale ciasto nie może być za rzadkie)
250 g truskawek (jedno opakowanie)


Wszystkie składniki ciasta wrzucamy do blendera i miksujemy na gładkie ciasto. Dodajemy pokrojone w kawałki truskawki.
Patelnię rozgrzewamy z odrobiną oleju. Uwaga patelnia nie może być zbyt gorąca. Ja smażyłam racuszki przy mocy kuchenki 6, a potem nawet 5 (kuchenka indukcyjna). Jeśli rozgrzejecie patelnię zbyt mocno racuszki zbyt szybko się zrumienią, a w środku będą surowe.
Nakładamy porcje ciasta na patelnię i smażymy na rumiano z obu stron.
Podajemy posypane cukrem pudrem.
Oczywiście owoce mogą być dowolne. Znakomite będą z jabłkami, wtedy warto posypać je po usmażeniu odrobiną cynamonu. Latem można dodać jagody, maliny, jeżyny. Można też użyć owoców mrożonych. Znakomite są mrożone maliny.
Racuszki jemy na śniadanie, deser, podwieczorek, kolację. Kiedy mamy ochotę. Smacznego!









wtorek, 7 lutego 2012

na dobry początek

Lubię gotować. Sądząc po ilości blogów kulinarnych nie ja jedna. Jednak w kuchni każdy przepis inspiruje. I dlatego ten blog. A poza tym, żeby wreszcie zacząć zapisywać własne pomysły, bo inaczej uciekają w przeszłość.
Czemu "Tymianek i wanilia"? Tymianek, bo lubię jego świeży zapach i delikatne małe listki, które nawet zwykłej sałacie dodają uroku. A wanilia, jej zapach i malutkie czarne ziarenka są dla mnie kwintesencją wszystkiego co słodkie. Włóżcie pustą już laskę wanilii do słoika z cukrem pudrem, a zamieni się w słoik cukru waniliowego. Pomysł mojej Mamy, który z powodzeniem stosuję od lat.
Jednym słowem będzie i słono i słodko.

Na dobry początek słodkie pomidorki czyli "Tomates confites". Trochę smaku lata w mroźną zimę.

Potrzeba:
kilka opakowań pomidorków albo daktylowych albo śliwkowych, koktajlowe są zbyt soczyste
oliwę
sól
cukier puder (tym razem bez wanilii ;)
można też dodać: czosnek, oregano lub tymianek lub inne zioła


Pomidorki kroimy na połówki i układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Skrapiamy oliwą. Solimy. Posypujemy cukrem pudrem, którego absolutnie nie żałujemy. Wyobraźcie sobie, że posypujecie suto szarlotkę. Ewentualnie dodajemy wyciśnięty czosnek i zioła, świeże lub suszone.


Tak przygotowane pomidorki wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Piekarnik musi być nagrzany tylko do 100 stopni! Pieczemy, a właściwie "konfitujemy" przez co najmniej 2 - 2,5 godziny.
Podajemy na ciepło lub zimno, do sałaty, mięsa, sera. Pomysłów tyle ilu kucharzy. Smakują naprawdę "pomidorowo". Smacznego!